Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli
Pewien student filozofii, tracący wiarę, powiedział mając na myśli tajemnicę Eucharystii: „Podziwiam, że wierzycie w coś tak irracjonalnego i niepoznawalnego.” Św. Jan od Krzyża, Doktor Kościoła, w swoim dziele Droga na Górę Karmel w Księdze 2, nazywa wiarę „uzdolnieniem ciemnym, bo każe wierzyć w prawdy objawione przez samego Boga, a one jako takie są ponad wszelkie światło przyrodzone i przekraczają bezwzględnie wszelkie ludzkie zrozumienie.” A tajemnica Eucharystii jest najbardziej niepojętą z tajemnic Bożych i największym z cudów, jaki uczynił nasz Pan dla nas. Dlatego, aby choć trochę wgłębić się w Tę Tajemnicę, koniecznie musimy zgasić światło rozumu: „przy własnym świetle rozumu, jeśli się go nie zaciemni, wiara się zatraca. Dlatego mówi prorok Izajasz: Jeśli wierzyć nie będziecie, nie zrozumiecie.” W dobie humanizmu, racjonalizmu, kultu rozumu i pychy człowieka mniemającego, że wszystko może zbadać, zmierzyć, poznać, wiara zanika i obumiera… „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” powiedział Chrystus do niewiernego Tomasza.
Nasz Pan wie, jak ciężko jest nam ludziom wierzyć w coś niepoznawalnego zmysłami, niepojętego rozumem, dlatego przygotowuje też wielką nagrodę dla tych, co wierzą. Jednak nasz Pan widząc słabość naszej ludzkiej natury, uchyla rąbka zasłony i czyni cuda dla niedowiarków, np. w Sokółce, Lanciano. Czytałam kiedyś o pewnym świętym, którego zawołano, aby pobiegł do kościoła, bo właśnie dokonał się Cud Eucharystyczny podczas Mszy św. Święty odpowiedział tylko tyle, że nie pójdzie, bo wierzy.
„Nie mamy więc w wierze światła poznania naturalnego, bo jej prawdy nie są współmierne do żadnego zmysłu; przyjmujemy je tylko ze słyszenia, wierząc w to, czego nas wiara naucza, poddając tej wierze i zaciemniając przyrodzone światło rozumu. Dlatego św. Paweł słusznie mówi, że Fides ex auditu, to znaczy: wiara nie jest poznaniem przychodzącym przez jakiś zmysł, lecz jest to przyzwolenie duszy na to, co wnika w nią przez słyszenie.”
Dla nas rozumienie czegoś oznacza też odczuwanie. Jeśli nie czujemy, że posiłek jest smaczny, to prawie nie wierzymy w jego istnienie. Przepraszam, to ostatnie zdanie brzmi jak absurd – ale zastanówcie się, bo w tym absurdzie ukryta jest pewna mądrość. Tak samo jest z Komunią św. Jeżeli czujemy pociechy płynące z Jej przyjmowania – to uważamy, że wierzymy. Jeśli nie – to zaczynamy wątpić, aby w końcu po jakimś czasie uciec w zupełną niewiarę. Cnota wiary to nie byle co, to nie przelewki. Każda cnota kosztuje, ale na pewno wiara wymaga od nas bardzo, bardzo wiele. Znam kogoś, kto nieraz uważa, że nie wierzy w realną Obecność Chrystusa w św. Eucharystii, mimo że codziennie przystępuje do Stołu Pańskiego. Mówi tak, bo ogrom uczuć i światła rozumu jakie na niego spływa z Tej Tajemnicy sprawia, że wiara jest mu niepotrzebna…. Więc nie wierzy, bo widzi – widzą jego uczucia, widzi jego rozum. Przez to biedak nie ma zasługi płynącej z wiary, ale pewnie w swoim czasie Pan Bóg o to się zatroszczy i da mu jeszcze popalić w oschłościach uczuć i rozumu – oj, pewnie da! Jak widzę i dotykam, to nie muszę wierzyć. Wiara jest wtedy, gdy brak w uczuciach i rozumie potwierdzenia dla jej treści. Bo to, że wewnętrznie jesteśmy pewni, że Pan nasz obecny jest w Eucharystii jest darem Bożym, to takie światło dla naszego rozumu – ale to nie jest naturalny stan człowieka, Bóg dla naszego doświadczenia może to światełko zgasić i wtedy stracimy tę pewność. Wtedy zaczyna się zasługa i chwała, wtedy gdy z bólu wewnętrznego płaczemy jak Maria Magdalena u grobu: „Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę.” W tych wewnętrznych ciemnościach, może nawet wywołanych przez nasze grzechy, wielką pomocą okazuje się wtedy nasze…. ciało, nasz materialny język. Naprawdę. Gdy jesteśmy w ciemnościach duchowych, przestrzegając pilnie zasad Kościoła odnośnie szacunku wyrażanego na zewnątrz gestami ciała (np. przyklękanie), czy mową głośno wypowiadanych modlitw (jeden święty w takich ciemnościach nosił na szyi kartkę ze spisanym „Credo” – gdy czuł, że „traci” wiarę przyciskał ją do serca, w ten sposób dawał samemu sobie widzialny znak, że jednak wierzy), ratujemy swoją wiarę, a jednocześnie oddajemy wielką chwałę Bogu! Zobaczcie, jak ważne jest nasze ciało, jak ważne są gesty, słowa – oczywiście o ile budujemy na fundamencie wewnętrznej miłości do Boga i bliźniego!
Posted on 7 kwietnia 2015, in Fundamenty Kościoła and tagged niewierny Tomasz, wiara. Bookmark the permalink. Dodaj komentarz.
Dodaj komentarz
Comments 0