Nowy obyczaj wigilijny
W jednym z kościołów warszawskich urządzono kaplicę adoracji (super – bardzo pięknie – prawie przez cały dzień) tylko … uwaga …. w kruchcie!!! Betlejem, gospoda, stajenka. Tylko wtedy w gospodzie mieli usprawiedliwienie – naprawdę nie było miejsca (był spis ludności), a tu piękny, duży, wygodny kościół jest pusty, a w kruchcie mała, ciasna, nabita tłumem ludzi kaplica-stajenka… Tak jak ta, sprzed 2000 lat, ta też jest nieogrzewana, w dodatku drzwi specjalnie szeroko otwarte – połączenie zupełne z przedsionkiem, często wieje od drzwi wejściowych kościoła, dlatego niewielu i krótko wytrzymuje takie warunki na modlitwę. Jest tak, jak przed dwoma tysiącami lat.Pan Jezus ten sam – w Eucharystii, tak samo Obecny, tylko teraz w monstrancji, a kiedyś na sianku.
W innym kościele często po południu jest adoracja Najświętszego Sakramentu w monstrancji, jednak w okresie Bożego Narodzenia zamiast monstrancji ze św. Hostią wystawiana zostaje figurka Dzieciątka Jezus. Może to i ładnie, ale o wiele mniej prawdziwie – w Najświętszej Eucharystii tajemnica Bożego Narodzenia jest uobecniona w całej pełni. Poza tym figurkę możemy sobie położyć nawet w domu na stole.
Stajenka czy grota? A może jedno i drugie i… trzecie… Według włoskiej mistyczki Marii Valtorty była to grota, jednocześnie stajnia dla zwierząt (wół i osioł – tradycyjne zwierzęta z szopki mają swoje uzasadnienie w księdze Izajasza) i jednocześnie ruiny czcigodnej dla Izraelitów budowli – wieży Dawida. Więc wszystkie te tradycje grotowo – stajenkowe wyglądają na prawdziwe (choć tak naprawdę te szczególiki nie mają prawie żadnego znaczenia – jak ktoś chce na ten temat podyskutować to nie tutaj – my się poddajemy, nam wszystko jedno). Jedno jest pewne – warunki na narodziny dla Króla nad królami straszne, uwłaczające ludzkiej (a co dopiero królewskiej) godności. To nie ubóstwo – to nędza. Wyobraźmy sobie: mróz, a kościół nieogrzewany. Chłód, aż odpycha, a to przecież nic wobec pomieszczenia niemającego drzwi, okien i to w ciepłym kraju, gdzie mieszkańcy nie są nawykli do mrozów, nawet niewielkich (wyobraźmy sobie, że mamy spędzić noc w kaplicy z pierwszego przykładu, ulokowanej w kruchcie, w duży mróz). Za kaloryfery robili wół i osioł – zawsze coś. A jaka była wieczerza wigilijna Najświętszej Rodziny? 12 czy 13 potraw? A Mikołaj z prezentami? No, dosyć żartów, ale przyznacie, że dają one wiele do myślenia. Czy aby na pewno nasza obyczajowość związana ze świętami jest właściwa? Mówi się, że to tradycja. Tradycja tak, ale nie Nauka Kościoła. Nie ma obowiązku spożywania ( w ogóle co to za zwrot – „spożywać wigilię”??!). Za to jest zalecenie Kościoła, by w czasie wigilii (nie tylko Bożego Narodzenia – wigilie to wieczory/noce czuwania poprzedzające wielkie święta) modlić się, a nawet pokutować…. (przyjrzyjmy się chociażby hymnom z brewiarza). Czy ktoś to zalecenie Kościoła wypełnia? Na pewno. Jeden na miliard, no może przesada – ale pewnie jest ktoś taki, ponieważ Bóg nie dopuści, żeby nie było zupełnie nikogo, kto by do końca był Mu wierny (nie oznacza to, że inni są niewierni, ale piszemy o jakiejś pełni – doskonałości). Tradycja nie jest zła – w swoim czasie miała olbrzymie uzasadnienie, szczególnie w czasach (i teraz też w miejscach) ogólnej biedy, nędzy. Był to czas wytchnienia dla biedaków. Jakież wielkie znaczenie (i sens) miało dodatkowe, wolne nakrycie(a) stołu wigilijnego w domach bogatszych ludzi! A teraz, czyż nie czujemy wewnętrznej pustki i goryczy popiołu spędzając wigilię przed suto zastawionym stołem z kolegą w czerwonej czapeczce i z choinką?! W rzeczywistości duchowej jest znacznie gorzej. To są nasze bożki. I to tak poważne, że w całej rozciągłości trzeba przypomnieć pierwsze przykazanie Boże: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną”. Jest ktoś, kto strasznie nienawidzi świąt Narodzenia Boskiego Dzieciątka – to szatan. Pokusy, które rozsiewa w tym czasie są tak intensywne, że udaje mu się skusić nawet bardzo gorliwych chrześcijan. Czym kusi? Praktycznym materializmem, konsumpcjonizmem. Z pełnym ponad miarę brzuchem, w otoczeniu błyskotek tego świata ciężko myśleć i adorować Tego, który jest ubogi, i Który jedynie na tę adorację zasługuje. I gorzej, bo jakże często serca są obciążone poważnym grzechem przeciwko pierwszemu przykazaniu. Nawet jeśli się nie przejedliśmy, to nasze umysły zaprzątnięte są porządkami przedświątecznymi (nawet szlachetne), gotowaniem, zakupami, prezentami, dopięciem wszystkiego, by w święta było jak najmilej. I co? Mamy wszystko, tak jak mieli wszystko w swoim czasie mieszkańcy Betlejem (i przybyli tam ludzie na spis ludności). W zamian za miskę soczewicy (miska, za którą biblijny Ezaw sprzedał przywilej pierworództwa) pozbawiamy się Obecności Tego, który (tylko On!) ma moc wypełnić nasze serca radością, weselem! Nic, absolutnie nic nie wypełni nawet ociupinkę naszych nieskończonych pragnień – tylko Bóg! Wesołych świąt! Jeśli chcecie święta wesołe (i w dodatku czyste serca), to czas na reformę obyczajowości wigilijnej i nie tylko! Może warto iść naprawdę do stajenki (nie tylko w przyśpiewce kolędowej z przepełnionym od ryby brzuchem), czyli tam, gdzie nasz Pan Narodzony prawdziwie jest obecny i zaprasza nas, jak zaprosił pasterzy. Czyli dokąd? Przed tabernakulum. Dlaczego nie czuwamy w kościołach? Jak na ironię chyba nie ma prawie w tym czasie (wigilii) otwartych kościołów czy kaplic – może kilka w skali Polski (pojedyncze, bliżej północy)? Ale jeśli zaczniemy walczyć o te kościoły i kaplice, to chyba wywalczymy. Nikt nam nie broni posilić się (ale ile można jeść? pięć godzin?) przed dość dużym jednak wysiłkiem (czuwanie z Pasterką, a może i dłużej), wypić mocną kawę i do dzieła. No i co chyba oczywiste – nie dajmy się ogłupić prezentom, choince … (wszyscy chrześcijanie to jakoś rozumieją i… nie przyjmują…). Zamieńmy się w pasterzy – pierwszych czcicieli Najświętszej Eucharystii! I pójdźmy adorować, jak to się śpiewa w rzymskiej kolędzie:
„Pospieszcie już wszyscy, weseli, radośni.
O pójdźcie, już pójdźcie do Betlejem!
Króla Aniołów nam narodzonego,
O pójdźmy, adorujmy!
O pójdźmy, adorujmy!
O pójdźmy adorować, Pana„
Powiemy: a rodzina? Weźmy ich ze sobą na spotkanie z Panem. Będą szczęśliwi (jeśli przyjmą zaproszenie), a jeśli odmówią to jest napisane: „Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych„. (Łk 9,60). Mocne słowa, ale czyż interpretacja i kontekst nie jest właściwy?! Umarli to ludzie zaślepieni rzeczami materialnymi i przyjemnościami tego świata (czyli marnościami, które przeminą bardzo szybko). Ich dusze umierają i usychają przez te rzeczy, którym dali się bez reszty pochłonąć, które przesłoniły im samego Boga: „Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego” (Mt 19,24). Pan Jezus nie potępia tych ludzi, tylko pokazuje im wielkie niebezpieczeństwo płynące z życia materialistycznego. Dlatego naszym obowiązkiem jest pociągnąć najbliższych wzwyż (jeśli ich prawdziwie kochamy) przez własny przykład, modlitwę i pokutę. Jakież szczęście w dniu ostatecznym, gdy zobaczymy ocalonych członków naszej rodziny i przyjaciół między zbawionymi i to dzięki naszym modlitwom! Wiadomość z ostatniej chwili – nowy sposób spędzenia wigilii w pewnej bardzo skłóconej rodzince (ciężko było namówić, ale zdecydowana większość rodzinki pojechała czuwać przed tabernakulum) wydał owoce – święta jak nigdy zaczęły być przeżywane w pokoju i jako takiej zgodzie. I cud i nie cud – bo czego jak nie właśnie takich łask należy się spodziewać po tak przeżywanej wigilii?!
O pójdźmy, adorujmy!
O pójdźmy, adorujmy!
O pójdźmy adorować, Pana„
Posted on 23 grudnia 2014, in Medytacje and tagged Boże Narodzenie, grota w Betlejem, stajenka betlejemska. Bookmark the permalink. Dodaj komentarz.
Dodaj komentarz
Comments 0